Nie, tym razem nie będzie o odżywianiu, w sensie bezpośrednim. Dziś będzie trochę o tym, dlaczego czuję, że jestem na swojej drodze. Skąd poczucie, że potrafię poradzić jak się odżywiać, czym się odżywiać. Śmieszne, ale mam to w genach. No, w korzeniach.
Znalazłam swoją drogę do domu. Droga daleko, dom daleko, ale serce blisko.
Tam, 500 km od mojego obecnego domu jest stara, wiejska chata. Murowana z cegły, pokryta elegancką, białą farbą. Wewnątrz której w każdym pomieszczeniu znajdują się rzędy poukładanych alfabetycznie segregatorów. W segregatorach suszone zioła, nasiona i skarby ciotki-babki Luni. Tam są budynki gospodarcze. Też zadbane. Drzwi odmalowane na ciemny brąz. Tajemnicze schody prowadzące między krzewami pod nieistniejące sufity. Dachy zniknęły i wchodząc do niektórych budynków można się przejrzeć w chmurach i koronach wielkich, owocowych drzew. I nie tylko owocowych.

Wychodząc z domu na zadaszony ganek widać zbiory. Suszone garście kwiatów szałwii, pokaźne zbiory dziurawca. Na stolikach leżą ułożone rzędem słoiki z przetworami na zimę, przetworami, które tak lubię robić, choć nie wiedziałam skąd to mam. Obok słoików leżą świeże ogórki, ułożone rozmiarami od małego, zielonego, po wielki, ciemnożółty odłożony na nasiona. Wchodząc do ogrodu już wiadomo, że można zniknąć, przepaść w dopracowanej, wyłożonej kamieniami gęstwinie alejek. Wiodących do góry, na dół i na boki oraz do przejść na drugą stronę tych wielkich budynków bez dachu. I do małych oczek wodnych, w których pływają ryby. Wiodą mnie więc te alejki po całej zieloności tego miejsca, ukazując kolejne cuda.
Oto On. Ogród.
Idąc alejkami widać przejścia niemal podziemne między budynkami, tajemne, dostępne tylko dla cierpliwych potrafiących i chcących szukać. Lecz, dla wytrwałych czekają po drugiej stronie, przy płocie przejrzałe czerwone porzeczki, stare odmiany jabłoni i gruszy czekających na zerwanie, wiszące fioletowe śliwy, jeżyny i maliny. Warto było…
Szklarnia. Państwo w państwie. Zagospodarowany każdy centrymetr pięknymi kwiatami, roślinami, które nie mogą się doczekać zbiorów. Od dołu do góry pną się pomidory dając łodygi do chwytania zwisającym białym gronom starej, urodzajnej winorośli. Z tyłu, rzędy bazylii o ilściach wielkich jak liście kapusty przyciągają zapachem niezliczone owady. Pszczoły bzyczą, wiatr szumi, rośliny się kołyszą, wszystko jest muzyką, teatrem, życiem.

Wychodząc ze szklarni widać rzędy wielokolrowych marchewek, buraków, selery, pory, kapusty, dynie i cukinie, a dalej jeszcze krzewy i zioła… ziół: szałwia, ruta, melisa, mięta…
Wszędzie tam, gdzie nie rosną warzywa i owoce rosną kwiaty. W sierpniu wiele już przekwitło, ale wciąż wszędzie można się natknąć na kolorowe kielichy. Krzewów zdrowotnej hortensji jest mnóstwo, we wszystkich możliwych kolorach. Przyznaję jednak, wielu roślin po prostu nie znam i nawet nie wiem co o nich napisać.

Dziadek Jan umarł gdy miałam 2 lata. Mama mawiała, że on to lubił „rybki i grzybki“, taki był, leśny duch. O dziwo, pamiętam go bardzo wyraźnie. Jego siostra żyje w ich rodzinnym domu do dziś. Kocha ogród, kocha swoje rośliny, swoje pieski. I mam poczucie, że tą miłość dziadka Jana i miłość ciotki-babki do natury, przyrody i jej darów noszę w swoim sercu do dziś. I korzystam z tej miłości. Jest moim natchnieniem, i tym co daję w swojej pracy. Nie ma potrawy, nie ma porady, która by nie otrzymała kawalątka tej miłości…
Gdybym jednak tam, jako młoda roślinka, malutka Jagódka mogła wzrosnąć, w tamtej glebie i wodzie, w tej inspiracji, któż wie, kim bym dziś była…
Tym jest dla mnie Przemocze. Świadomością, że tam są moje korzenie, obok 40-letnich bukszpanów, wielkiego okazałego 30-letniego krzewu szałwii, starego murowanego domu z drewnianym dachem. W domu dziadka Jana, w domu mojej ciocio-babki Luni. Stamtąd pochodzi moja miłość do roślin, natury i leczenia. Tam jest kopalnia roślin i wiedzy. Tam jest jakaś tęsknota, jakieś coś co nieustannie próbuje odtworzyć w swoim życiu… Tam mam źródło wiedzy, z którą się Wami dzielę. Tam się narodziła moja miłość do zdrowienia, ziół, szacunek do życia. I praca, której wymagają żywe istoty, aby wzrastać w dobrostanie. Takie istoty jak te rośliny, moja rodzina, ja i Ty.
Ciociu, dziękuję, że dbasz o nasze korzenie.
Jagoda

0 Comments