Medycyna chińska jest niezwykle prosta w swojej złożoności. Wszystko jest powiązane, wszystko z siebie wynika i dokądś dąży. Coś, co nawet może nie leżeć obok żywienia i zmian w ciele też jest z nim związane.
Przyszło mi w tym roku zbierać patyki. Na zimę, do palenia. Z myślą – albo będzie mi ciepło, albo nie. Zbierając je, z szacunkiem ścinając drzewa z ogrodu by mieć ogień czułam wielką prostotę. Ja, pomiędzy blokami zbierająca patyki. A obok drzew dom, w którym przyszło mi mieszkać, kwintesencja yin. Przerażał mnie swoją nieprzewidywalnością – czy dam radę ochronić swoje yang przed zimnem? W moim absolutnie-yin domu na środku, między pomieszczeniami jest kominek. Są moje patyki i drewno. Dużo drewna.
Moje ciało też jest raczej yin, standardowo, ze zbyt wielką, zimną wilgocią. Dlatego jesień i zima, są dla mnie wyjątkowo trudne, a każdy sposób na ogrzanie jest ważny. Ze starannością gotuję chińskie buliony, herbatę i kawę według pięciu przemian, a także rozgrzewające sosy i gulasze. W listopadzie kupuję hurtowe ilości anyżu, kminku, imbiru, lasek cynamonu, goździków, ziela angielskiego, kurkumy. Kto mnie zna, ten wie, że to naprawdę hurt. I gotuję potem, dużo, ciepło i sycąco.
A w tym roku jeszcze palę, żywym ogniem. Patrząc na leżące dookoła siebie zgliszcza przeszłości. Nie jestem już dziewczynką z zapałkami, oddającą innym cały swój zapałkowy ogień za drobniaki. Oddającą całe swoje yang. Jestem kobietą, która siedząc przed kominkiem z kawą, lub herbatą czasami czuje wzruszenie. Obok zmęczenia, jest coś więcej. Udało mi się. Trafiłam do tak-bardzo-yin domu a jednak udało mi się zadbać o yang. Siedzę w nim rozgrzana ogniem buchającym z kominka.
W każdym największym yin jest zalążek yang. W każdym zimnie, w każdej śmierci, chorobie i słabości tkwi zalążek do życia, zdrowienia, ciepła i siły. W moim yin domu jest kominek. W moim yin ciele herbata, kawa, rosół i nadzieja, że to ochroni i nasyci mój wewnętrzny zalążek yang, który na wiosnę znów, jak co roku, wzrośnie dając nowe życie.
0 Comments