Plany na zmiany, na przemiany…
Przełom roku to taki magiczny czas podsumowań, refleksji, często też planów i postanowień noworocznych. Ja sama mam duży dylemat, zakładać jakieś postanowienia noworoczne, nie zakładać…? I powiem szczerze, że o ile lubię sobie założyć, że:
- może schudnę (jestem typowym typem metabolicznym, niestety, więc moja własna dieta jest zawsze pod lupą),
- albo może że więcej zarobię, więcej odpocznę, albo jedno i drugie
- i tak dalej.
Jednak odnośnie samej diety, co zmienię – nigdy nie zakładam. Mam takie poczucie, że to po prostu nie zadziała. Przyczyna jest dość prosta – nie wiem co się zmieni dookoła mnie, co mnie spotka (choćby zmiana pracy), jaki będzie sezon na owoce, warzywa… Mocno czuję, że określony styl żywienia ma wspierać ciało w sytuacji, w jakiej obecnie jest.
I dodatkowo, moje ciało w nosie ma, że jest Nowy Rok, za nic ma sobie na “hurra” postanowienia “ŻM” (elegancko mówiąc, zjem mniej), wręcz niezbyt lubi takie gwałtowne zmiany. Tak jesteśmy zbudowani, że podstawowym mechanizmem jest dążenie do równowagi, homeostazy, sprzężenie zwrotne. Im bardziej chcemy coś zmienić, tym bardziej nasze ciało dąży do utrzymania obecnego stanu. Krótko mówiąc ma być tak jak było. Ciało zmian nie lubi. Pewna mądra kobieta powiedziała mi kiedyś, że śmierć jest łatwiejsza niż zmiana. I faktycznie, zmiany dla naszego ciała są tak właśnie trudne.
Najtrudniejsze jest jednak nie to, że zmiany ciężko wprowadzić w życie, ale to, że najczęściej sami sami nie bardzo wiemy co nam szkodzi, a co służy, co tematem osobnych rozpraw będzie 😉
Co by tu zmienić…
Jak więc zakładać jakieś sensowne “Plany na Zmiany:”w obrębie kuchni i lodówki?
Bo nie przeczę, dobrze jest robić zmiany, ale takie, które naprawdę czujemy. Dobrze jest zacząć od czegoś naprawdę prostego. Niech to będzie choćby odpowiednie przyjmowanie odpowiednich płynów. Picie mniejszej ilości kawy, wykluczenie niektórych składników pokarmowych… Prosta rzecz, jak się zdaje, a niekiedy może być trudna do wdrożenia.
Taki chyba najprostszy podział zmian, jakie możemy zacząć u siebie wprowadzać obejmie:
- co jem, czyli produkty. Co jest moją zachcianką, a co prawdziwą potrzebą?
- jak jem, jak piję, czyli częstotliwość posiłków, ich wielkość, warunki jedzenia (przy biurku, przy stole, przed telewizorem…)
- jak gotuję – czy na szybko, na zapas, czy mrożę dania, lub kupuję gotowe
- nasze najbliższe otoczenie, czyli rodzinę, partnera – czy potrzeby innych osób w domu są zaspokojone? Jakie mają de facto potrzeby?
Tak naprawdę, żeby zaplanować mądre zmiany, które zostaną na dłużej, staną się nawykiem, trzeba usiąść, porozmawiać, zastanowić się i odpowiedzieć sobie na pytanie:
Skąd wiem, czy dobrze jem?
I teraz kilka słów o biochemii mózgu. Tak jesteśmy skonstruowani, że dobre jest to, co znamy. Nie podam źródła artykułu, jednak w pamięci utkwiło mi, że pierwsze trzy-cztery lata życia dziecka są wystarczające do stworzenia szlaków biochemicznych w mózgu, do których będziemy się odwoływać przez resztę życia. Mówię tylko o SMAKU, pokarmach, potrawach. Każde ze spróbowanych dań wytycza nową ścieżkę w naszej głowie, która to ścieżka powraca do nas jako pragnienie na konkretny produkt. Każde z tych dań ma składniki, które nasze ciało potem wykorzystuje: do budowy, dla energii, do detoksu. Każde z tych dań, produktów zostaje zapamiętane jako smaczne, niesmaczne, mięsne, gorzkie, kwaśne i tak dalej. I w dorosłym życiu odwołujemy się do pamięci naszego ciała. Nasze ciało wie, że potrzebuje witaminy C dla nerek, a mózg podpowiada, że mamy ochotę na owoce, czy… ziemniaki, które w Polsce dostarczają nam dużo tej witaminy (teoretycznie, statystycznie ;)). Niektórym weganom po pewnym czasie weganizmu tak brakuje mięsa, że zaczynają śnić o kotletach (to przykład z mojego gabinetu). W tym miejscu pojawia się potrzeba zmiany nawyku. Z naszego ciała. Z jego sygnałów. Żeby więc dobrze wprowadzać zmiany musimy umieć czytać te sygnały. I umieć je przyjąć, zaufać, że nasze ciało wie, czego potrzebuje. Pod warunkiem, że ma w pamięci smak, który wypełni lukę. Ufając ciału możemy zmienić nasze przyzwyczajenie, możemy zmienić nawyk. Możemy wprowadzić prawdziwe, trwałe zmiany.
…
a pewnie założyłeś, drogi czytelniku, że postanowienie noworoczne zamknie się w
“pij pół godziny przed posiłkiem”. Po takie
konkrety zapraszam do grupy na Facebooku
Wszystkiego
smacznego
Jagoda Dąbrowska
0 Comments